Gdy ktoś za granicą spyta mnie jakie jest nasze narodowe hobby, z przyjemnością odpowiem: narzekanie. Nikt na świecie nie narzeka tak bardzo jak my. Wiedziałem o tym zawsze, ale nigdy nie przykuwałem do tego specjalnej uwagi. Uważałem to za coś normalnego. Dopóki nie poznałem ludzi z innych krajów. Inne narodowości jakoś potrafią normalnie żyć bez narzekania. BEZ NARZEKANIA! Jak oni tak mogą? =)

Nawet Google o tym wie

W Polsce wszyscy narzekają. Przez to wydaje się nam to całkowicie normalne. Ja zawsze uważałem to za coś trochę dziwnego (bo po co mamy się cały czas wzajemnie dołować i smucić? świat będzie lepszy od tego? narzekanie coś zmieni?). Przez długi czas byłem do tego przyzwyczajony.

W innych krajach, czy to na Zachodzie czy Wschodzie, wszyscy jakoś bez narzekania żyć jednak potrafią. Owszem, czasem ponarzekają tu i ówdzie na politykę, imigrantów, czy co raz większą drożyznę, ale generalnie na codzień akceptują świat w jakim żyją i całkiem się z niego cieszą. Zwłaszcza, że realia w jakim dane nam było się urodzić myślę, że są całkiem świetne.

My Polacy tak mamy - lubimy narzekać

W Polsce? Nieee, to nie przejdzie. Najpierw trzeba ponarzekać na to, że drogi mamy nierówne. A jeśli już ktoś wybudował nowe, to pewnie zaraz się rozwalą, albo przejazd będzie kosztować fortunę. Zresztą i tak pewnie wybudował je jakiś chińczyk za połowę kosztów, za których zwrotu pieniędzy nie dostał. Wszystko #WinaTuska albo #WinaDudy.

Któregoś dnia wracając z imprezy wsiadamy do taksówki. W środku typowa gadka szmatka, tzw. "lelum polelum". Ktoś (znajomy nie z Poznania) pyta czemu nie pojedziemy prosto [przez rondo Kaponiera]. Taksówkarz odpowiada - "No niestety nie pojedziemy tędy, bo Rysiu zapomniał Kaponiery wybudować przy Euro." No i się zaczyna. 15 minutowe narzekanie w taksówce na to jakich mamy polityków i rząd. Oczywiście wszyscy bierzemy w nim udział, bo my polacy tak mamy - lubimy narzekać.

Inny dzień. Jedziemy pociągiem Intercity z Wrocławia do Poznania. Okazuje się, że na jednej ze stacji musieliśmy mieć chwilowy postój i pociąg będzie miał 5 min opóźnienia. 5 min? Wszyscy w przedziale oburzeni. Jak tak można? Przecież tyle płacimy za te pociągi. To co robi ta spółka, jest nie do pomyślenia. (...) W ogóle co to za paranoja, że z Wrocławia do Poznania jedzie się aż 3 godziny? (...) Ah, tory remontują. No tak, po 20 latach postanowili coś z tym zrobić, jakby nie wiedzieli o tym wcześniej. Pewnie zajmie im to kolejne 10 lat. To jest nie do pomyślenia... i tak dalej, aż do końca jazdy - całe 90 minut narzekania, bez żadnych konkretnych pomysłów na poprawę. Dobrze, że nie wspomniałem, że nasze koleje są znacznie tańsze niż na zachodzie Europy, a punktualność co do minuty znajdziemy raczej tylko w Japonii. Wywołałbym wojnę, bo trzeba przecież ponarzekać.

Choć zbyt wiele jeszcze nie podróżowałem, zauważyłem, po czym często można poznać Polaka za granicą. Nie, nie po skarpetach w sandałach czy majestatycznym "kurwa" tu i ówdzie słyszanym w jego mowie. Po narzekaniu. Jeśli spotkaliście kogoś za granicą i zaczęliście rozmawiać w języku obcym, ale Wasz rozmówca nad wyraz często narzeka na wszystko dookoła - spytajcie, czy nie jest z Polski. Jest na to wysoka szansa.

Paradoks narzekania, czyli narzekanie dla narzekania

Moja znajoma niedawno wróciła do Polski po kolejnym 3-miesięcznym pobycie w USA. Mieliśmy okazję spotkać się na jakimś piwku, podpytuje jej więc tak w stylu "co tam słychać":

  • Jak tam powrót do Polski?
  • Niby ok, ale trochę tu ponuro. Każdy opowiada jak mu jest kiepsko i marzy, że kiedyś będzie lepiej. W USA każdy jakoś tak po prostu żyje chwilą i nie zawala swojej głowy narzekaniem na wszechobecny świat.
  • A zauważyłaś, że sama teraz narzekasz? ;)

To samo pewnie wytkniecie i mi teraz - narzekam, że narzekacie.
Ja jednak nie nazwałbym tego postu narzekaniem. Raczej stwierdzeniem faktów i zaproponowaniem alternatywy, opisanej poniżej.

Chwalmy się, zamiast narzekać

Niejedne badania psychologiczne wykazują, że nastrój w jakim jesteśmy, przenosi się na osoby dookoła. Tak samo jak i narzekanie. Ja zawsze wyznawałem pogląd, że lepiej jest się chwalić, jak Ci jest dobrze, aniżeli narzekać, jak to jest źle dookoła. Pieprzyć to, że w oczach niektórych możesz wyjść na snoba, narcyza, chwalipiętę. Osobiście wolałbym spędzać czas ze znajomymi, którzy na codzień są w dobrym nastroju i generalnie starają się zawsze znajdywać dobre strony swojego życia, miast tych złych. Zycie mam tylko jedno i szkoda mi byłoby spędzić jego większość w atmosferze narzekania, zamuły i wzajemnej nienawiści.

Spoglądając na wiele osób często mam jednak przeczucie, jakby zachowywali się totalnie na odwrót. Po co? (Wiem dlaczego - bo byli do tego przyzwyczajeni przez starsze pokolenia - ale pytam się, po co?) Szkoda, bo zdecydowanie przydałoby się im trochę polotu i finezji.

  1. Zamiast tylko narzekać na obecny stan, starajmy się też szukać sposobu, jak można go poprawić. Narzekanie dla samego narzekania jest bez sensu.

  2. Spotykając starego znajomego lub obcą nam osobę po raz pierwszy, nie narzekajmy tylko dlatego, że obecnie nie możemy znaleźć lepszego wspólnego tematu do rozmowy. Wysil się i przekieruj temat na coś innego. Porozmawiajcie o czymś miłym.

    Znasz tę sytuację, gdy przez 3 lata nie widziałeś dawnego bliskiego przyjaciela, a gdy już się widzicie, to spędzacie cały wieczór tylko narzekając na to co wydarzyło się w tym czasie i jak to kiepsko jest obecnie? 3 lata nie widziałeś się z kumplem, liczyłeś, że sobie pogadacie i wymienicie się wrażeniami, a tu bach: zamuła i wspólne narzekanie. Aż odechciewa się żyć, a przynajmniej robić takie spotkanie po raz kolejny.

    Teraz wyobraź sobie, że zamiast tego opowiedzieliście sobie ciekawe historie z tego czasu rozłąki. Powiedzieliście co tam u Was obecnie w trawie piszczy i wymieniliście się informacjami o planach na przyszłość. Czy tak nie byłoby lepiej?

  3. Natomiast kiedy już nie możesz czegoś kompletnie poprawić, a ewidentnie Cię to irytuje - to polecam zastosować strategię Alexa "Ignore it, love it, leave it or change it". Serio, szkoda czasu i Waszego zdrowia na narzekanie, jeśli nie można nic z daną rzeczą zrobić.

Stosuję te zasady od kilku lat i myślę, że wychodzę na tym całkiem dobrze. Co prawda czasem znajdę się z niezrozumieniem moich kolegów, gdy zamykam kolejną gadkę narzekania. Ale tak już mam - wolę żyć pozytywnie.

Always be positive. Bo czemu by nie?