Ciąg dalszy moich lekcji, jakie pozyskałem podczas niemal dwumiesięcznej podróży po Hiszpanii. (...) Jeśli wyjeżdżaliście już kiedyś gdzieś na dłuższy czas, chociażby w poszukiwaniu wrażeń lub pracy, to niektóre z poniższych lekcji pewnie okażą się Wam znajome.


Lekcja V: Multikulti

Przyzwyczaiłem się do ludzi innych ras i kultur. Choć zawsze byłem tak na prawdę tolerancyjny, dopiero teraz wyzbyłem się “wrodzonych” uprzedzeń do innych osób.

Kiedy Polska żyła kłótnią o to, czy my chcemy i powinniśmy przyjmować jakichkolwiek imigrantów lub osób z innych kultur/ras, ja z niejedną taką osobą spędziłem cały dzień, wieczór, imprezę czy randkę.

  • Jechałem na zmianę samochodem z muzułmaninem z Maroka. Na każdej kolejnej stacji robiliśmy ~15-minutową przerwę - gdzie on rozkładał koc w stronę Mekki i modlił się. Teorytycznie nic specjalnego. Dla mnie to jednak było coś nowego - w jednym momencie po prostu jechaliśmy razem samochodem i podejmowaliśmy w konwersacji różne ciekawe tematy, a jednocześnie mogłem zobaczyć kogoś z tej kultury w stanie jakby medytacji, będącym blisko ze swoim bogiem.

  • Razem z kolegą z Arabii Saudyjskiej podrywaliśmy pół-hiszpanki, pół-marokanki. On znał arabski (używany w Maroko), a ja hiszpański - tak więc zespół mieliśmy zgrany ;)

  • Z Amerykanką polskiego pochodzenia zwiedziliśmy pół Barcelony. Najczęstsze zdanie z jej ust: “Oh przepraszam, ale I’m gonna say it in English, cuz it’s just easier for me”. Coś za co zabilibyśmy w Polsce, w jej przypadku było całkiem zrozumiałe. W wieku trzech lat wyprowadziła się razem z rodzicami z Polski i kolejne dwadzieścia spędziła w Stanach.

    Jaki to był fun, gdy podczas rozmowy specjalnie mieszaliśmy te dwa języki ze sobą, często śmiejąc się z bezpośredniej próby przetłumaczenia czegoś z jednego języka na drugi ;)

  • Koreanka, Chinka i Polak przy jednym stole w restauracji oglądający flamenco popijając tinto verrano? Takie rzeczy tylko w Sevilli.

  • Z kolei w Bilbao świetnie zintegrowałem się z Brytyjczykiem. Razem śmialiśmy się z Hiszpanów, jak ohydne oni to mają piwo i jak niewiele potrzebują, by się nim upić. ... Zaledwie godzinę później ten sam "twardy" Brytyjczyk spał już na kanapie w mieszkaniu u poznanej Czeszki, a ja razem z nią nie mogliśmy zrozumieć, jak ktoś może zasnąć po zaledwie dwóch kieliszkach słowiańskiej śliwowicy. ;)

Poznając osoby, które wychowały się w całkowicie innych miejscach i warunkach, zauważam różnice jakie z tego wynikają, ale też mnogie podobieństwa, jakie są np. między wszystkimi młodymi osobami na świecie, a chociażby w Europie. Te same problemy, te same marzenia, często nawet te same żarty.

Jakakolwiek ignorancja lub zamykanie się na osoby z innych kultur to głupota. Nie jesteśmy w niczym od nich lepsi, a często także nawet nie różni. Język nie jest już dziś żadną przeszkodą. Mieszanie się kultur to piękno dzisiejszego świata, które jest nieuniknione. Zgadzajcie się lub nie, ale taka jest prawda. Zdecydowanie jeszcze rozszerzę kiedyś ten temat.

Lekcja VI: Pickup game, czyli szkoła podrywu

Na kilkunastu imprezach, spotkaniach couchsurfingowych lub Erasmusowych, a także po prostu najzwyklejszej ulicy, przećwiczyłem chyba wszelkie możliwe szkoły zawierania nowych relacji z innymi ludźmi. Bezpośrednią (“podobasz mi się”) jak i tę na około (“świetne miejsce, prawda?”)1.

Przy okazji zmieniłem też nastawienie do poznawania kobiet. Zamiast szukać osoby, która wg. odgórnie założonych kryteriów mogła by być dla Ciebie interesująca (np. ładna, wolna i mądra), a później starać się ją przekonać do siebie; wieczór spędzam po prostu poznając nowe osoby i rozmawiając ze wszystkimi, później dopiero je selekcjonując, skupiając się na tych najbardziej interesujących i jednocześnie zainteresowanych mną.

Różnica w nastawieniu polega na tym, że nie przekonujesz innych na siłę do siebie. Jeśli są Tobą zainteresowani, sami dadzą Ci znak. Pewnie brzmi to jak banał, ale potrzebowałem tych doświadczeń, by w końcu dać sobie spokój z "lataniem koło dziewczyn", czyli przejmowaniem się, jaki będę miał wśród innych obraz.

Lekcja VII: Czas służy Tobie. Nie na odwrót.

Czas w końcu dla mnie zwolnił. Przestałem prowadzić wyścig z samym sobą, by osiągnąć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Nie rajcuje mnie już tak gonienie za wszystkim (przynajmniej nie w takim stopniu jak wcześniej). Życie jest po to, aby się nim cieszyć. Gdy mam jakiś wybór, czasem więc wybiorę mniej interesującą i ciekawą opcję. Jeśli czuję, że jest mi z tym dobrze, to czemu nie?

"Codziennie możesz decydować na co przeznaczysz swój czas. Sporą część przeznaczasz na pracę – dla innych. A co z Tobą? (...) Twoją prawdziwą walutą jest czas, nie pieniądz. Pod tym względem każdy z nas jest równy. Nikt nie ma go więcej, ani mniej. Każdego dnia mamy go dokładnie tyle samo." - Catherine Sophie, Życie pod palmami3

Lekcja VIII: Asertywność

W końcu się uniezależniłem i nauczyłem mieć wy...ane na to, gdy robię coś bez zrozumienia innych.

Gdy w hostelu mówią, że dziś wieczorem jest świetna impreza, ale czuję, że robię to 8. dzień z rzędu, to po prostu mówię nie - stwierdzam, że wolę posiedzieć w hostelu w pojedynkę i popracować albo posiedzieć na necie. Jakkolwiek niezrozumiale to wygląda dla innych.

Z kolei gdy znajomi chcą posiedzieć i pochilloutować, ale mi to ewidentnie danego dnia nie pasuje, bo widzę, że mnie nosi - nie boję się wybrać innej opcji na wieczór lub przekonać do nich resztę grupy.

Gdy po dwóch piwach w pubie chcę zamówić herbatę, bo po prostu napiłbym się w tym momencie herbaty, ... to ją zamawiam. Gdy inni patrzą na mnie jak na debila, jednocześnie martwiąc się o mnie i zadając pytania co ze mną nie tak, mi to wewnętrznie wręcz dodaje otuchy i pewności siebie. Co Wam do tego? =) Pijcie co chcecie.

Lekcja IX: Kim ty właściwie jesteś?

Chwile samotności w podróży w pojedynkę to też świetny moment by zacząć się zastanawiać nad rzeczami, nad którymi nigdy nie mogłeś znaleźć czasu, aby pomyśleć.

Na przykład, kim właściwie jest moja osoba. Np. czy jestem introwertykiem, czy może ekstrawertykiem?

Przez długi okres swojego życia należałem raczej do tych cichszych osób. Mnóstwo ostatniego czasu spędziłem jednak w gronie zdecydowanych ekstrawertyków. Sam zacząłem też wypowiadać się i pisać znacznie więcej. Wydawałoby się więc, że też należę do tej grupy i zacząłem mocno szkolić swoje umiejętności okazywania emocji.

Poznani podróżnicy w hostelach, osoby na drodze i tu i ówdzie widoczni studenci będący na gap year pochodzący z innych krajów, pokazali mi jednak, że nie dorastam im do pięt jeśli chodzi o skalę ekstrawertyzmu. W każdej sekundzie musieli mieć jakiś small talk, nawet jeśli był o niczym. Pobyt w ich towarzystwie często przypominał pojedynek o to, kto będzie przywódcą stada. ;>

Rozmowy, które później odbyłem z kilkoma spokojniejszymi osobami dały mi jednak znać, że dzisiejszy świat to nie tylko ekstrawertycy4. Zacząłem rozmyślać na nowo, do której grupy należę. Może introwertyków? Przypomniałem sobie, że prawie zawsze w moim życiu najlepsze relacje miałem właśnie z introwertykami.

Dzięki temu zdefiniowałem sobie na nowo typ dziewczyny, której tak na prawdę szukam. Przez ostatni rok szukałem szalonej ekstrawertyczki, ale teraz widzę, że może tak naprawdę wcale nie szukam kogoś, kto "nadaje" jeszcze więcej ode mnie. Introwertyczki, przepraszam, wracam do gry. =)

Lekcja X: Minimalizm na całej linii

Wprowadziłem minimalizm do swojego życia, ale nie tylko w kwestii posiadanych rzeczy, ale także odbywania relacji z innymi ludźmi czy zarządzania swoim czasem.

  • Dzięki poprzednim lekcjom (tj. minimalizmowi, asertywności i większej obojętności na to co "trzeba", "wypada" i "warto"), nie czuję się już zobowiązany do "ciągnięcia na siłę" relacji z ludźmi, którzy wcale się w nich nie odwzajemniali2. Zamiast tego zauważyłem, że lepiej jest się skupić na osobach za którymi tęsknisz i o których pamiętasz, że każda z nimi spędzona chwila była dla Was przyjemnością. Na osobach, którym zależy również na Tobie. Staraj się poznawać właśnie takie osoby. Jeśli zauważysz kogoś kolejnego w tym sosie - rozbuduj tę relację jak najszybciej. Wewnętrznie czuję, że właśnie te osoby są dla mnie najważniejsze.

  • Poza tym, ze swojego dnia codziennego usunąłem wszelkie czynności, które po 50-dniowej podróży okazało się, że nie są mi w ogóle do życia potrzebne. Z dnia na dzień przestałem przeglądać Facebooka. Odbierać telefony na polskim numerze. Przeglądać maniakalnie prasę.

Co się po tym wszystkim stało? Nic! ;) O dziwo świat się nie zawalił. Co więcej: dzięki temu mam teraz znacznie więcej czasu, a także większy spokój, bo mam mniej rzeczy na głowie.

Lekcja XI: Zatrzymaj się, przestań robić cokolwiek, odetchnij, ... i rozmyśl.

Zauważyłem, że człowiek zaczyna myśleć o rzeczach ważnych dopiero wtedy, gdy nie zwraca uwagi na mijający mu czas. Najgłębsze przemyślenia z tej podróży zdobyłem podczas momentów, gdy po prostu np. wypożyczyłem sobie rower i wybrałem się w całodniową przejażdżkę po okolicy, albo czekałem na stacji n-tą godzinę, czekając aż przyjedzie ktoś, kto podwiezie mnie w dalszym kierunku.

To właśnie w takich momentach jak tamten, przemyślałem większość swoich życiowych priorytetów. Przeszedłem jeszcze raz przez swoje wady i zalety. Obmyśliłem jak mogę z nich korzystać i je eksponować. Przemyślałem, na przyjaźniach z jakimi ludźmi mi tak na prawdę zależy. A Ty o czym myślałeś dzisiaj? =)

Lekcja XII: Nie martw się

Gdy z przymusu, ale też tęsknoty za Polską wróciłem do Hiszpanii, wcale nie straciłem swojego humoru. Wręcz przeciwnie, cały czas mam uczucie, jakbym chodził po potężnym zastrzyku pozytywnej energii. Wprowadzając w życie wszystkie powyższe zasady, lekcje i wnioski, po prostu wiem, że nie ma się czym specjalnie martwić.


Podsumowując to wszystko, widzę, że się troszkę zmieniłem. Czuję, że dojrzałem.

Te wszystkie "lekcje" to jest dla mnie główna rzecz, jaką wyniosłem z tych wyrwanych 50 dni z mojego życia. Okres niby niedługi. Działo się jednak tak wiele, że mnie już po miesiącu podróży zdawało się, jakby to trwało przynajmniej pół roku. To samo uczucie mam, gdy wspominam swój pobyt, patrząc na zebrane z niego zdjęcia i filmy.

Była to dla mnie świetna rozgrzewka przed zbliżającym się pobytem w Azji Południowo-Wschodniej. Od 4 listopada przez następne ~5 miesięcy będę właśnie tam. Obecnie cieszę się jednak przerwą w Polsce. Spotkaniami ze starymi dobrymi znajomymi i naszymi żartami, które znamy tylko ja i oni. Polską kuchnią, która jest na prawdę niezła! I złotą, polską jesienią, która dopiero teraz zaczęła mi się naprawdę podobać. Nagle zacząłem doceniać te wszystkie zielone, żółte i czerwone liście.

Co Wy czuliście, gdy nagle przeprowadziliście się w nieznane Wam miejsce lub wyruszyliście na dłuższy czas w podróż? Czy któraś z moich lekcji była dla Was znajoma?

Śmiało piszcie w komentarzach.

Vuestro viajero,
Jacek