Hola amigas y amigos! Ostatnie 50 dni spędziłem podróżując po Hiszpanii. Poznałem mnóstwo niesamowitych osób. Zwiedziłem kilkanaście miast. Przejechałem autostopem siedem tysięcy kilometrów. Z każdym kolejnym dniem coraz bieglej mówiłem po hiszpańsku.
W tej wycieczce nie chodziło jednak tylko o zwiedzanie czy naukę języka. Dla mnie była to rozgrzewka przed moją dalszą włóczęgą. Pierwszy raz tak długo byłem poza domem.
Z początku czułem się nieswojo. Nagle wylądowałem w obcym mi miejscu bez jakichkolwiek znajomych, a mój ojczysty język stał się bezużyteczny.
Nie straciłem jednak zmysłów i nie minął tydzień, a już się zaaklimatyzowałem. Niemożność rozmawiania po polsku przemieniłem w przyjemność rozmów z innymi po angielsku. Każdy następny dzień był już tylko przyjemnością, a nieraz także życiową lekcją.
To właśnie dla tych lekcji zdecydowałem się wyjechać sam do odległego mi miejsca na dłuższy czas. Zmiana otoczenia, języka i całego trybu życia to wyzwanie, które przy podjęciu uczy człowieka bardzo wiele. Jeśli wyjeżdżaliście już kiedyś na dłuższy czas, chociażby w poszukiwaniu wrażeń lub pracy, to niektóre z poniższych lekcji pewnie okażą się Wam znajome.
Lekcja I: Polski język jest przepiękny!
Zaledwie po 2 miesiącach ciągłych rozmów z obcokrajowcami wyłącznie po angielsku i hiszpańsku, zatęskniłem już za swoim ojczystym językiem. Po pewnym czasie zacząłem po prostu odczuwać, że niektóre z moich “mięśni” w jamie ustnej zaczynają zanikać. To chyba oznacza, że mój organizm po kilku tygodniach w końcu zauważył: “Hej Jacek?! A co z głoskami ż dź ć c ę ą? Czemu ich nie używasz? :>”. Pewnie dlatego, że na próżno ich szukać w innych językach.
Mateusz Grzesiak wspominał, że jesteśmy na wygranej pozycji jeśli chodzi o naukę języków, bo np. gdy język polski ma 76 dźwięków, to hiszpański ma ich tylko około 30, z czego większość z nich zawiera się już w języku polskim. Całkowicie się z tym zgadzam (i nie tylko ja), że nauka hiszpańskiego jest dla nas na prawdę prosta.
W rozmowach z obcokrajowcami, na liczne pytania czy język polski faktycznie jest tak trudny - mijająco odpowiadam, że tak, jest on przepiękny. Pod względem zaawansowania, możliwości odmiany wszelkich słów na milion sposobów i mnogości dźwięków jaką on posiada, mowa w języku polskim jest prawdziwą sztuką. Dopiero teraz zrozumiałem, za co tak na prawdę walczyli nasi przodkowie w powstaniach. Doceńmy to.
Lekcja II: Kocham hiszpańskie polskie jedzenie!
Oprócz języka po pewnym czasie zaczęło mi brakować też przepysznego polskiego jedzenia. Hiszpańska kuchnia jest świetna, ale dlaczego do każdego obiadu, śniadania, a nawet bułki podają frytki?! ;) Wszelkich rodaków uważających, że Wielkopolska ma fioła na punkcie pyr, zapraszam na wycieczkę do Katalonii ;)
Nie chodzi tu jednak tylko o nadmiar frytek (których nie lubię). Po miesiącu podróży zacząłem odczuwać na samopoczuciu zmianę mojego trybu żywieniowego. W Polsce wydaje mi się on całkiem przemyślany: rano jemy śniadanie, które da nam energię na następnych kilka godzin. Koło ~12-13 zjemy obiad, który wystarczy na większość dnia. Wieczorem dojemy sobie jeszcze kolacyjkę, najlepiej jakąś sałatkę lub coś innego z warzywami - by nie iść spać głodnym, ale też, by się specjalnie nie przejeść.
W Hiszpanii jak i kilku innych krajach południowych jest to przestawione. Na śniadanie nie jedzą prawie nic. Ewentualnie rogalika z kawą. Gdzie tu jest jedzenie, ja pytam? Jak ja mam przetrwać do 12-13? ;)
Później następuje lunch, taki jakby obiad. Kilka godzin później, dinner, lub la cena, czyli kolejny obiad. O ~21! Pół dnia jestem głodny, a wieczorem objadam się jak debil, kiedy tak na prawdę nie jest już mi to tak potrzebne.
Jasne, kwestia przyzwyczajenia. Trzeba o tym jednak pamiętać, że zanim się przestawimy z jednego sposobu jedzenia na drugi, chwila minie. Tak jak po nagłej zmianie strefy czasowej (np. po locie z Ameryki do Europy) człowiek czuje się zmęczony przez następne 2 dni, tak po nagłej zmianie trybu żywienia czułem się cały czas albo głodny albo przejedzony.
Lekcja III: Español.
Ahora puedo decir: he aprendido Español, czyli nauczyłem się hiszpańskiego. Po zaledwie 2 miesiącach w Hiszpanii, mogę o sobie powiedzieć, że znam już ten język.
Bez problemu czytam hiszpańskie teksty. Potrafię swobodnie mówić i w miarę rozmawiać z innymi. Podkreślam w miarę, bo nadal jest mi ciężko zrozumieć Hiszpanów, gdy mówią w normalnym sobie tempie - czyli pewnie tysiąca słów na minutę. Oni tak szybko nawijają gdy mówią, że głowa mała! Gdy tylko jednak trochę zwolnią, mogę z nimi rozmawiać swobodnie.
Język hiszpański jest na prawdę prosty do nauki. Zwłaszcza dla Polaków. Napiszę o tym jeszcze artykuł, jak można się go szybko nauczyć. Stay tuned.
Lekcja IV: English.
Zacząłem czuć się w pełni swobodnie w języku angielskim. Immersja językowa zrobiła swoje - przez ubiegłe 2 miesiące naturalnym dla mnie językiem podczas rozmowy był nie polski, niestety nawet nie hiszpański, lecz angielski.
Od dłuższego czasu byłem już biegły w tym języku, ale dopiero teraz zanikła dla mnie wszelka różnica, czy opowiadam coś po polsku, czy po angielsku.
Ale calm down, nie będę tu wprowadzać english words, tylko dlatego, że to jest cool. Ja nie z tych.
Przy okazji nauczyłem się w końcu odróżniać angielskie akcenty. W każdym hostelu spotykałem dziesiątki backpackerów. Zwykle rozmowę podejmowało się niemal z każdym. Dzięki temu potrafię teraz odróżnić, czy ktoś jest spod Bristolu, ze Szkocji, Kalifornii, Teksasu, czy Nowego Jorku. W przypadku osób z kontynentalnej Europy, od razu poznam, czy ktoś z pochodzenia jest Francuzem, Hiszpanem, Włochem, Holendrem czy Niemcem.
Przy okazji nauczyłem się też rozpoznawać Australijczyków. Nauczę Was, bo jest to bardzo proste. Jeśli widzisz, że angielski jest dla kogoś językiem ojczystym, ale mimo to nie możesz go zrozumieć - to wiedz, że pewnie jest z Australii.
Dlaczego? Każdy Australijczyk, którego poznałem, tak mamrotał pod nosem zamiast mówić wyraźnie, jakby chciał tego specjalnie, abym go nie mógł zrozumieć! Zauważałem to nie tylko ja, ale też inne osoby. Czy ktoś może mi powiedzieć, czy to u nich normalne, czy to tylko moje odczucie? ;>
Aby przeczytać ciąg dalszy, przejdź tutaj: 50 dni w Hiszpanii. Lekcje z podróży w nieznane, cz. 2.
Vuestro viajero,
Jacek