4 listopada 2015 roku wylądowałem w Bangkoku. Mając trochę oszczędności i możliwość pracy zdalnej, stwierdziłem, że czas trochę podkręcić tempo swojego życia. Kolejne 6 miesięcy spędziłem całkowicie w Azji Południowo-Wschodniej, podróżując i żyjąc w Tajlandii, Malezji, Singapurze i Wietnamie.
Z pewnością nie dam rady podsumować w jednym poście wszystkiego co wyniosłem z tego pół roku. Mam już pomysły na conajmniej kilka kolejnych ciekawych artykułów po tej podróży. Dzisiaj mam jednak dla Was szybko spisaną listę kilkunastu pierwszych rzeczy, które nasuwają mi się na myśl, gdy ktoś mnie pyta: "Jak było? Warto?". Hm... Powiem tak...:
Na starcie, odwiedzasz Bangkok. Miasto kontrastów. Ogromne, bo aż na 8 mln mieszkańców. Setki różnych zapachów i potraw dotąd Ci nieznanych, tropikalny klimat, tuktuki, zwisające kable, viagra i kurczaki sprzedawane obok siebie na ulicach, tu i ówdzie widoczny tajski alfabet, no i zdecydowana przewaga liczbowa Azjatów. Zupełnie inny świat, niż ten, do którego przywykłeś do tej pory. Jeśli nigdy wcześniej nie opuściłeś Europy, szok po wylądowaniu gwarantowany.
Wyrabiasz swój pierwszy certyfikat nurkowania na Koh Tao. Podwodny ekosystem to kolejny na nowo poznany przez Ciebie świat. Czujesz się, jakbyś odkrywał zupełnie nową planetę.
Próbujesz autostopu w Tajlandii, Malezji, Wietnamie. Jakoś działa, ale zauważasz różnice od stopowania po Europie. W tej kwestii preferujesz Stary Kontynent, ale to już tylko pewnie Twoje osobiste widzi-mi-się.
Próbujesz ogarnąć ruch uliczny w Azji Płd-Wsch. Po pewnym czasie się przyzwyczajasz. Zaczynasz nawet widzieć jego pewne przewagi nad ruchem w Europie. Choć na temat jego bezpieczeństwa można oczywiście polemizować.
Zauważasz swoje pierwsze zmęczenie podróżą i jej powtarzalnością. Ile razy w kółko można poznawać niemalże identycznych sobie podróżników w hostelach i wymieniać między sobą te same pytania, typu "Skąd jesteś" "Gdzie jedziesz dalej" "Gdzie już byłeś"? Przynajmniej pozwala Ci to na błyskawiczne doszlifowanie Twojego angielskiego. Uczysz się jak odróżniać wszelkie możliwe języki świata. Bawisz się tym i zaczynasz zgadywać z coraz to lepszą dokładnością skąd kto pochodzi, zaledwie po chwilowym spojrzeniu na ich wygląd i podsłuchaniu ich akcentu angielskiego.
Tęsknisz za domem. Zwłaszcza gdy np. jest 24 grudnia, godz. 15, i wszystko zanosi się na to, że Wieczerzę Wigilijną spędzisz sam, bez żadnych znajomych w promieniu kilkuset kilometrów. Ostatecznie, jak to w podróży, wszystko w moment obraca się o 180 stopni i okazuje się to być jednym z Twoich ciekawszych i mile spędzonych dotąd wieczorów.
Na własnej skórze poznajesz plusy i minusy życia digital nomada. O co z tym chodzi? Wyobraźcie sobie, że co prawda dalej musicie pracować po ~8h godzin dziennie, ale możecie to robić gdziekolwiek i kiedykolwiek. Nie masz żadnych ograniczeń czasowych ani terytorialnych. Zaczynasz więc podróżować i z niczego postanawiasz np. zamieszkać w Chiang Mai na 2 miesiące.
W końcu wprowadziłeś się, znalazłeś lokum i biuro. Co teraz? Co będziesz robił w wolnym czasie? Jak pozyskasz znajomych? Jak unikniesz ześwirowania z powodu początkowego braku znajomych, zwłaszcza jako "nieśmiały ekstrawertyk"?
Poznajesz coraz to kolejne osoby, których historie chłoniesz do siebie jak gąbka wodę na deszczu. Polak od 8 lat przebywający na chińskiej emigracji? Trójka najnormalniejszych Amerykanów z Texasu, którzy jednak od 5 lat mieszkają w Hong Kongu? Peruwiańczyk rozmawiający w 6 językach, który tak na prawdę od dziecka nigdy nie miał stałego domu - bo w swoim życiu mieszkał już w dwunastu różnych miejscach na Ziemi, w każdym ok. ~2-3 lat? Nie na codzień masz okazję poznawać takie osoby.
Joga. Medytacja. Tantra. Wbrew wszelkim skojarzeniom jakie Ci się nasuwają słysząc te nazwy, w końcu próbujesz tego wszystkiego. I sporo z tego wynosisz. Wiele praktykować będziesz dalej.
Zaczynasz też zgłębiać buddyzm. Zaczynasz powoli się orientować, o co chodzi w tym całym poszukiwaniu wyższej samoświadomości. W Azji Płd-Wsch jest multum spotkań i osób siedzących w tych tematach. Zauważasz coś ciekawego: większość poznanych Ci do tej pory w życiu osób - które sporo w życiu robią i swojego czasu raczej nigdy nie marnują - są zawsze jednocześnie jakby na kilku poziomach tej świadomości.
Postanawiasz zgłębiać te tematy jeszcze dalej, także po powrocie z podróży. W przyszłości, może zachęcisz do nich także swoich znajomych, lub opiszesz to na swoim blogu? To zbyt ważny temat, byś pozwolił mu tak po prostu przemknąć niezauważonym.
W chwilach samotności przestajesz się czuć nieswojo. Wręcz przeciwnie, zaczynasz czerpać z nich ogromną przyjemność. Gdy ktoś ze zdziwieniem w głosie dopytuje Cię "Podróżujesz samemu?", z dumą już odpowiadasz, że tak. Próbujesz nawet przenieść zakłopotanie na pytającego, że jest ów faktem zdziwiony. Dochodzi już nawet do momentów, że gdy masz wybór podróżować samemu lub w grupie, czasem świadomie postanawiać iść w pojedynkę. Tu i ówdzie poznajesz też więcej osób, które uważają podobnie. Znacznie Cię to podbudowuje.
Razem z tym, stajesz się znacznie silniejszy jako osoba. Asertywny. Wiesz dokładnie co sprawia Ci przyjemność, a co nie. Przestajesz się przejmować tym, co nakazują Ci normy społeczne.
Przestajesz doświadczać rzeczy tylko dlatego, że inni na ich temat wytworzyli obraz, że warto. Uczysz się własnego stylu życia i podróżowania. Od teraz decydujesz się dobierać swą dalszą trasę życia jak i podróży tylko na wyłącznie na podstawie własnej intuicji.
Zaczynasz błyskawicznie budować relacje z innymi ludźmi, bo podróż w pojedynkę nie znaczy samotnie. Gdy tylko chcesz danego dnia wejść w interakcje z innymi, zaczynasz robić to momentalnie. Uśmiechasz się i nawiązujesz rozmowy z lokalnymi mieszkańcami. Gdy chcesz znaleźć kompanów np. do wspólnej wycieczki w góry lub niedalekiej plaży, w hostelu w mig znajdujesz do tego towarzystwo.
Uczysz się różnic między kulturami. Amerykanie, Niemcy, Polacy, Irlandczycy, Tajowie, Koreańczycy - wszyscy będą mieli inne normy kontaktu z ludźmi. Inny humor. Inny sposób prowadzania dyskusji. Jedni nie wytrzymają bez small talku, innym zawsze zdawać się on będzie całkowicie niepotrzebny. Jedni kochają ironiczny humor, drudzy obrażą się po pierwszym satyrycznym żarciku. Jeśli chcesz budować pozytywne relacje ze wszystkimi z nich, niestety - musisz się tego wszystkiego nauczyć ;)
Powiązane z powyższym: niejako zmuszony, na nowo odkrywasz jak nawiązywać relacje damsko-męskie. To, co może wydawać Ci się że "działa" w Twoich ojczystych stronach, niekoniecznie grać będzie w przypadku osób z Ameryki Płn., Płd., Europy Płd. czy Azji. Wielu rzeczy uczysz się na nowo, często podpatrując od innych kolegów/koleżanek zza granicy.
Przestajesz absolutnie generalizować i bazować na stereotypach. Wiesz, że te mechanizmy od urodzenia wbudowane są w nasz organizm (by ułatwić rozumienie otaczającego nas świata), ale zamierzasz już nigdy więcej tego nie robić. To droga na skróty, która niemal zawsze okazuje się błędna, często pozbawiająca Cię prawdziwych skarbów - relacji z ludźmi, na których Ci zależy, a przez swoje uprzedzenia nigdy nie będziesz miał okazji poznać.
Po pewnym czasie, widoki kolejnych plaż, miast i gór, okazują się już być dla Ciebie tylko kolejnymi widokami. Nadal doceniasz ich piękno, ale zauważasz, że pamiętasz je później tylko przez pryzmat własnych doświadczeń i panujących okoliczności, a nie dzięki temu, że były one "ładne" czy polecane przez przewodniki lub znajomych.
Nie będziesz myślał o tym, jak piękna była ta plaża, ale będziesz pamiętał, jak ku Waszym zaskoczeniu Ty i Ona ją znaleźliście i spędziliście na niej noc wymarzoną jak z filmu.
Gdy będziesz wspominał swój trekking po malezyjskiej dżungli, krajobraz, który tam widziałeś, będzie tylko szczegółem. Zamiast tego najbardziej zapamiętasz osoby, z którymi tam wtedy szedłeś, ich historie i żarty, które wymienialiście sobie razem podczas przechadzki na szlaku, a także moment, gdy szedłeś przez tę dżunglę sam i zastanawiałeś się, czy w ogóle z niej jeszcze wrócisz.
Widoki stają się tylko tłem wydarzeń (nadal pięknym co prawda) lub miejscem do Twoich kontemplacji. Zauważasz, że podczas dalszej podróży najważniejsze dla Ciebie staje się to, co dzieje się obok nich: przeżyte doświadczenia i poznane osoby, aniżeli zwiedzone miejsca.
Ostatecznie, czujesz się w pełni zrealizowany swoją podróżą. Chcesz podróżować dalej i więcej, tym bardziej, że po 6-miesięcznym doświadczeniu wiesz już doskonale jak robić to dobrze ze swoimi własnymi upodobaniami.
Być może chcesz zrobić sobie krótką przerwę, na spotkanie się ze starymi znajomymi i dopiero wtedy kontynuować z podróżą.
A być może jesteś już zadowolony z tego co zobaczyłeś, doświadczyłeś i jesteś gotów osiąść w jednym miejscu na dłużej.
To dlatego, że wiesz, że te egzotyczne plaże z palmami, to tylko kolejne plaże z palmami. Byłeś już tam. Wiesz, że jakbyś chciał, to mógłbyś znów trochę przyoszczędzić, wziąć samolot do Bangkoku, autobus do Chumphon, łódkę na Koh Phangan i pojawić się na tej wymarzonej plaży z kokosami ze zdjęć po raz kolejny.
Ale wiesz, że już nie musisz. Bo to, czy na zdjęciu czy na własne oczy widzisz jesienny las w Polsce, czy słoneczną plażę na wyspie w Tajlandii, nie robi już Tobie większej różnicy. To tylko inny krajobraz. Tak jak w podróży żyłeś chwilą i ludźmi dookoła Ciebie, tak teraz robisz to cały czas - nieważne, gdzie jesteś.